Documents in: Bahasa Indonesia Deutsch Español Français Italiano Japanese Polski Português Russian Chinese Tagalog
International Communist League
Home Spartacist, theoretical and documentary repository of the ICL, incorporating Women & Revolution Workers Vanguard, biweekly organ of the Spartacist League/U.S. Periodicals and directory of the sections of the ICL ICL Declaration of Principles Other literature of the ICL ICL events

Archiwum

Platforma Spartakusowców 18

Kwiecień 2014

Antymarksistowski „ekosocjalizm” Johna Bellamy Fostera i spółki

Przedstawiamy tłumaczenie artykułu pt. „John Bellamy Foster & Co.: »Ecosocialism« Against Marxism” (Workers Vanguard nr 1032 i 1033, 18 października i 1 listopada 2013). Tematem jego jest próba pogodzenia marksizmu z ruchem ekologów (słowo „ekolog” rozumiemy tu  jako działacz na rzecz ochrony środowiska a nie naukowiec zajmujący się strukturą ekosystemów). O tym, że taki pomysł spotykamy i w Polsce świadczyć może pogląd, że „marksizm nie jest ideologią nieustannego wzrostu gospodarczego”, jak stwierdził lider socjaldemokratycznej Pracowniczej Demokracji Andrzej Żebrowski na otwartym wykładzie o marksizmie dla studentów Uniwersytetu Warszawskiego 16 października 2013 r., a także niedawno ogłoszony zamiar przystąpienia PD do projektowanego Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, deklarującego m.in. „wspieranie zrównoważonego rozwoju chroniącego środowisko przyrodnicze” (Pracownicza Demokracja, luty 2014).

27 września oenzetowski Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) ogłosił kolejny wszechstronny przegląd badań naukowych związanych z klimatem. W sprawozdaniu stanowczo stwierdzono, że ocieplanie się planety w ostatnim okresie jest „jednoznaczne” i że działalność ludzi jest „skrajnie prawdopodobną” główną jego przyczyną. A to dlatego, że temperatura świata nadal rośnie, podnosi się poziom mórz i oceanów, a spodziewane ubytki lodu na Morzu Arktycznym mają być trochę większe, niż przewidziano w poprzednim sprawozdaniu IPCC z 2007 r., chociaż maksymalne odchylenia pogodowe zapewne nie będą aż takie złe, jak sugerują niektóre tytuły artykułów prasowych.

Jak było do przewidzenia, „klimatyczni sceptycy” odpowiedzieli kanonadą antynaukowych bredni, usiłując zdyskredytować sprawozdanie, zaś cały wachlarz ekologów odczytał je jako dzwonek alarmowy dla rządów, wezwanych do natychmiastowego działania. Wśród zielonych misjonarzy spotykamy System Change Not Climate Change: The Ecosocialist Coalition (Zmienić System, Nie Klimat: Koalicja Ekosocjalistyczna, SCNCC). Ta naprędce sklecona koalicja została zainicjowana przez reformistów z Międzynarodowej Organizacji Socjalistycznej (ISO [dawniej współtowarzysze Pracowniczej Demokracji w Polsce – przyp. tłum.]), razem z grupą Solidarity (Solidarność), w imię „połączenia ekologii z socjalizmem”. Wśród innych uczestników koalicji znajdujemy pseudotrockistów z Socialist Action (Akcja Socjalistyczna), lewicowych intelektualistów z Monthly Review (Przegląd Miesięczny), idealistycznie uduchowione Ecosocialist Horizons (Horyzonty Ekosocjalistyczne) i filie pomniejszej kapitalistycznej Green Party (Partii Zielonych).

Młodym radykalnym działaczom usiłowanie scalenia ekoradykalizmu z socjalizmem może wydawać się naturalne. Jednak ideologia ekologiczna i socjalizm w żaden sposób nie dają się ze sobą pogodzić. Wszystkie warianty ekologii są przejawem burżuazyjnej ideologii, oferującej reformy w ramach klasowo podzielonego społeczeństwa i utrwalającej związane z nim niedobory. Marksiści walczą o społeczeństwo, które dostarczy więcej dóbr pracującym i ubogim masom, zaś w końcu zupełnie wyeliminuje niedobory. By ten cel osiągnąć, potrzebna będzie seria rewolucji robotniczych na całym świecie, które wyrwą kopalnie, fabryki i inne środki produkcji spod panowania prywatnych właścicieli, przecierając drogę do planowanej w skali międzynarodowej gospodarki uspołecznionej.

Aż do tego czasu, oparty na zysku system kapitalistyczny, cechujący się anarchią produkcji i szaleńczą pogonią za rynkami, podziałem świata na państwa narodowe i towarzyszącą temu rywalizacją między imperialistami, pozostanie fundamentalną barierą zapobiegającą zajęciu się niezamierzonym wkładem ludzkości do zmiany klimatu. Schyłkowy kapitalizm współczesny również niezwykle potęguje potencjalne straty, jakie ludzkość może ponieść w wyniku ocieplenia się świata. Paskudne warunki bytowe narzucone przez imperialistów krajom Trzeciego Świata sprawiają, że ich ludność jest szczególnie wrażliwa na zmianę klimatyczną, nie wspominając o zarazach, głodzie i innych wszechobecnych spustoszeniach (sprawy te dogłębnie omawiamy w dwuczęściowym artykule „Capitalism and Global Warming” [Kapitalizm a globalne ocieplenie], WV nr 965 i 966, 24 września i 8 października 2010).

W odróżnieniu od rewolucyjnego marksizmu, całe to ekotowarzystwo upatruje winowajcę we wzroście, a ich hasłem przewodnim jest „mniej”. Propozycje ograniczenia konsumpcji i produkcji idealnie pasują do kapitalistycznego zaciskania pasa. Główna organizacja ekologów, Partia Zielonych otwarcie mówi, że broni produkcji dla prywatnego zysku, po prostu faworyzując drobne przedsiębiorstwa. Zajmujący 13 miejsce na liście najbogatszych ludzi świata, zagorzały wróg związków zawodowych Michael Bloomberg jest szczerym ekologiem, który po przejściu huraganu Sandy zaproponował, by Nowy Jork „przewodził na drodze” zwalczania zmiany klimatycznej. Nawet jeśli włodarze miasta podejmą kroki dla ochrony Wall Street przed wdarciem się fal sztormowych, takich jakie towarzyszyły Sandy, dla ludzi w mieszkaniach komunalnych huragan będzie oznaczać wszystko co najgorsze, w tym może i zalanie. A jest jeszcze wiele ogromnych korporacji, takich jak DuPont, daleka od mylenia jej ze wzorem wszelkich cnót, które dobrowolnie przyjęły cele ograniczenia emisji gazów zapisane w Protokole z Kioto z 1997 r.

Większość osób popierających SCNCC nie podpisuje się otwarcie pod prymitywizmem zawartym w samym sednie światopoglądu ekologicznego, woląc skupić się na udzielaniu rad burżuazji w sprawie jej polityki. Tym niemniej ISO i jej partnerzy z SCNCC wychodzą z fałszywego założenia, że kapitalizm równa się wzrost gospodarczy. Domniemany antykapitalizm tych i innych ekosocjalistów jest zwyczajnie kolejnym sposobem na dołączenie do przeciwników wzrostu, dodając nieco czerwonego folkloru wstecznemu zielonemu znachorstwu.

Jednym z czołowych luminarzy ekosocjalizmu jest redaktor Monthly Review John Bellamy Foster, firmujący kilka książek wydawnictwa Monthly Press Review. W swej prekursorskiej książce Marx's Ecology (Ekologia Marksa, 2000), Foster odmalowuje marksizm jako „głęboko i naprawdę systematycznie ekologiczny”. W wywiadzie z lutego 2010 r. Foster wyraził taki oto pogląd: „Potrzebujemy nowej struktury ekonomicznej, zogniskowanej na »dość« a nie »więcej«. Ogólnej redukcji skali gospodarki na poziomie światowym, zwłaszcza w krajach bogatych, mógłby towarzyszyć postęp w przyjaznym dla środowiska rozwoju ludzkości”.

Postęp w rozwoju ludzkości, czyli wyeliminowanie nędzy i zaspokojenie potrzeb, nie będzie wynikiem ograniczenia produkcji lecz wzniesienia jej na nieporównanie wyższy poziom. Uwalniając się od dławiącego uścisku prywatnych zysków i prawa własności, proletariat biorąc władzę w swoje ręce da potężny impuls wzrostowi gospodarczemu. W takim przypadku ludzkość będzie również najlepiej przygotowana do świadomego mobilizowania wspólnych zasobów i sił, by móc stawić czoła wyzwaniom, zarówno przewidywalnym, jak i nieprzewidywalnym, w tym zmianie klimatycznej.

Nasza koncepcja socjalistycznej przyszłości jest zgodna z koncepcją przedstawioną przez wybitnego rewolucjonistę marksistowskiego Lwa Trockiego w artykule pt. „If America Should Go Communist” (Jeśli Ameryka miałaby stać się komunistyczna) opublikowanym w Liberty Magazine (Magazyn Wolności) 23 marca 1935 r. Tak opisał on perspektywy, jakie otworzyłaby zwycięska rewolucja socjalistyczna  w tym najbardziej rozwiniętym kapitalistycznym kraju świata:

„Jeśli Ameryka miałaby stać się komunistyczna w wyniku trudności i problemów, których wasz kapitalistyczny porządek społeczny nie jest w stanie rozwiązać, odkryje ona, że komunizm, daleki od trudnej do wytrzymania biurokratycznej tyranii i indywidualnej reglamentacji, będzie właśnie sposobem na osiągnięcie większej wolności osobistej i wspólnej obfitości. (...) Przemysł krajowy będzie zorganizowany według linii taśm produkcyjnych w waszych nowoczesnych zakładach samochodowych o ciągłym systemie pracy. Planowanie naukowe może być uwolnione od ograniczeń jednej fabryki i zastosowane do całego systemu gospodarczego. Wyniki będą wspaniałe.”

Należy odnotować, że Trocki pisał na długo przed spustoszeniem przemysłu USA przez jego kapitalistycznych właścicieli – zgnilizną, która sama jedna wskazuje na potrzebę obalenia kapitalistycznego porządku przez klasę robotniczą.

Nieuczciwość intelektualna i oportunizm

W 2002 r. Foster opublikował zbiór esejów napisanych w latach 1993-2001 pt. „Ecology Against Capitalism” (Ekologia przeciw kapitalizmowi). W oparciu o prace socjologa Allana Schnaiberga, Foster opisał kapitalizm jako „kierat produkcji”, który konsumuje wielkie jak nigdy ilości ograniczonych zasobów naturalnych, jednocześnie wypluwając odpady produkcyjne do środowiska:

„Jest jasne, że kierat ten prowadzi w kierunku, który jest niezgodny z podstawowymi cyklami ekologicznymi planety. Ciągła 3-procentowa średnia roczna stopa wzrostu produkcji przemysłowej, a taką uzyskano w latach 1970-1990, znaczy że światowy przemysł będzie podwajał swoje rozmiary co 25 lat. (…) Jest zatem mało prawdopodobne, by świat wytrzymał dużo więcej podwojeń produkcji przemysłowej w ramach obecnego systemu, nie doświadczając zupełnej katastrofy ekologicznej. Faktycznie już przekraczamy pewne krytyczne progi ekologiczne.”

„Ekologia przeciw kapitalizmowi” na swój sposób odzwierciedliła ideologiczny triumfalizm burżuazji po kontrrewolucyjnym zniszczeniu Związku Radzieckiego w okresie 1991-92 r. Obwieszczono „śmierć” komunizmu, zaś kapitalizm odtrąbiono jako wciąż rozszerzający się system globalny. Polityka rządów w głównych krajach kapitalistycznych, zwłaszcza nadzór nad podażą pieniądza i stopami procentowymi miała odtąd zapewniać ciągły i równomierny wzrost gospodarczy. Ekonomiści burżuazyjni ukuli określenie „Great Moderation” (wielkie umiarkowanie) do opisania warunków panujących w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej: niska inflacja i stosunkowo powierzchowne i krótkotrwałe spadki koniunktury.

W latach 2007-8 nadciągnął jednak kryzys finansowy, który wepchnął świat kapitalistyczny w wir najgłębszego i najbardziej przedłużającego się spadku koniunktury od „wielkiej depresji” lat 30. ubiegłego wieku. „Wielkie umiarkowanie” ustąpiło na rzecz „wielkiej recesji”. Na porządku dnia znalazły się masowe bezrobocie, ostre cięcia zarobków i zasiłków, a także cięcia rządowych programów socjalnych (budżetowe zaciskanie pasa).

Logicznie rzecz biorąc, Foster powinien cieszyć się z obecnego spadku koniunktury, skoro utożsamiał rozszerzanie produkcji z dalszą degradacją środowiska. Mniej wyprodukowanych samochodów i zmniejszenie ich liczby na drogach oznacza mniejsze zanieczyszczanie powietrza. Mając mniejsze dochody, rodziny robotnicze są zmuszone „oszczędzać energię”, redukując ogrzewanie zimą i klimatyzację latem. Foster jednak nie przekonuje nikogo, że „wielka recesja” spowodowała jakieś ekologiczne korzyści. Taki krok wywołałby wrogą reakcję wśród młodych lewicowo nastawionych działaczy, do których zwraca się Foster, takich jak ci utożsamiający się z ruchem Occupy (Okupować Wall Street).

Zatem Foster doszukuje się zła w kapitalizmie z innej strony. W 2012 r. wydał książkę pt. „The Endless Crisis: How Monopoly-Finance Capital Produces Stagnation and Upheaval from the U.S.A. to China” (Kryzys bez końca. Jak kapitał monopolistyczno-finansowy wywołuje stagnację i wstrząsy od Stanów Zjednoczonych po Chiny, Warszawa 2014). Zaczyna się ona następująco:

„Cała gospodarka światowa przechodzi okres spowolnienia. W centrum systemu, tempa wzrostu gospodarek Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii maleją od dziesięcioleci. W pierwszej dekadzie obecnego stulecia ich udziałem stały się najniższe stopy wzrostu gospodarczego od lat 30. XX w., a początek nowego dziesięciolecia wcale nie przedstawia się lepiej. Słowo, którego ekonomiści używają na określenie tego zjawiska, to stagnacja.”

A gdzie „kierat produkcji”? Zniknął. Zamiast tego słyszymy, że główne kraje światowego kapitalizmu grzęzną w gospodarczej stagnacji od dziesięcioleci i są osaczone przez wieczne kryzysy. Foster kontynuuje: „Dla zwykłych ludzi oznacza ona zmniejszenie płac realnych, masowe bezrobocie, poważny kryzys budżetowy sektora publicznego, rosnące nierówności oraz ogólny i niekiedy ostry spadek jakości życia”. Znamienna jest nieobecność degradacji środowiska w tym spisie bolączek. Foster jest znany z tego, że opisuje kapitalizm zarówno jako motor ciągłego wzrostu, gdy odnosi się do „kryzysu środowiska naturalnego”, jak i ofiarę stagnacji, gdy mówi o kryzysie fiskalnym. I wilk syty i owca cała.

Od nowolewicowego maoizmu do zielonego radykalizmu

Poglądy Fostera są uwarunkowane przez jego wieloletni związek z Monthly Review. Było to w latach 60. i w pierwszej połowie lat 70. główne czasopismo propagujące maoizm (chiński wariant ideologii stalinowskiej) wśród amerykańskich lewicowych kręgów intelektualnych i akademickich. Dziś Foster jest profesorem socjologii na Uniwersytecie w Oregonie. Na początku lat 70. uczęszczał do Evergreen State College w Stanie Waszyngton jako student i wtedy po raz pierwszy znalazł się pod wpływem Monthly Review i jego czołowych postaci, Paula Sweezy i Harrego Magdoffa.

Maoistowsko-stalinowska polityka, której wykładnię prezentował Monthly Review zrodziła się jako ideologiczny wyraz tego, co Trocki opisał jako biurokratyczna degeneracja radzieckiego państwa robotniczego w drugiej połowie lat 20. i w latach 30. Rządząca kasta biurokratyczna pod przywództwem Stalina wysunęła doktrynę „budowania socjalizmu w jednym kraju”. Odrzuciła ona walkę o międzynarodową rewolucję proletariacką i obawiała się tej walki, która pobudzała do działania partię bolszewicką, przewodzącą Rewolucji Październikowej 1917 r. Dogmat „socjalizmu w jednym kraju” postawił marksizm na głowie. Socjalizm oznacza społeczeństwo materialnego dostatku, w którym podziały klasowe są w końcu przezwyciężone. Pomimo posiadania bogatych zasobów naturalnych, ZSRR nie mógł samodzielnie prześcignąć materialnego poziomu zaawansowanych krajów kapitalistycznych, które wywierały nań presję ekonomiczną i militarną, i która w końcu przyniosła zniszczenie radzieckiego państwa robotniczego.

Chiny przeszły głęboką rewolucję społeczną w 1949 r., która obaliła kapitalizm i wyzwoliła kraj spod imperialistycznej dominacji. Ustanowienie wkrótce potem planowej, uspołecznionej gospodarki przyniosło robotnikom, chłopom i brutalnie uciskanym kobietom wielkie zdobycze społeczne. Jednak rewolucja, która była wynikiem wojny prowadzonej przez chłopskich partyzantów, była zdeformowana od początku pod rządami reżimu Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Mao Tse-tunga, materialnie uprzywilejowanej kasty biurokratycznej, opierającej się na państwie robotniczym.

Reżim Mao wzorował się politycznie, gospodarczo i ideologicznie na ZSRR Stalina, chociaż Chiny w tamtym okresie były o wiele bardziej zacofane niż Związek Radziecki. Wersja Mao „budowania socjalizmu”, zwłaszcza w okresie tzw. „Rewolucji Kulturalnej” rozpoczętej w połowie lat 60., gloryfikowała spartańskie cnoty wyrzeczeń i poświęcania się. Podczas gdy dzisiejsi biurokraci z KPCh, oględnie mówiąc, nie są znani z propagowania takiego leku na wszelkie zło, podzielają jednak sprzeciw Mao wobec marksistowskiego programu światowej rewolucji proletariackiej. Wyzwania rzucone kapitalistycznemu porządkowi na świecie dałyby chińskiemu proletariatowi rozmach do wymiecenia stalinowskiej kasty, która politycznie go tłumi i stara się udobruchać imperialistów.

By zrozumieć atrakcyjność maoizmu, jakim go propagował Monthly Review, dla krytycznie usposobionych młodych amerykańskich intelektualistów takich jak Foster, niezbędne jest rozważenie poglądów i ewolucji grupy określającej siebie Nową Lewicą. Na przełomie lat 50. i 60. pokolenie młodych liberalnych idealistów, głównie studentów uniwersytetów, zostało pchnięte w lewo wskutek masowej walki czarnych przeciw uciskowi rasistowskiemu w kraju, a także przez Rewolucję Kubańską i przedłużającą się wojnę w Wietnamie. Wielu z tych radykałów upatrywało w KPCh Mao Tse-tunga alternatywę dla nudnego konserwatyzmu moskiewskiej biurokracji stalinowskiej.

W tamtym okresie ogromna większość amerykańskiej klasy robotniczej, zwłaszcza dominujących wśród nich białych, popierała militaryzm USA za granicą w imię zwalczania światowego komunizmu. Radykałowie z Nowej Lewicy na swój sposób zaakceptowali, lecz następnie odwrócili oficjalną ideologię antykomunistyczną. Polityczni przywódcy i ideologiczni rzecznicy imperializmu USA twierdzili, że kapitalizm był lepszy od komunizmu w Rosji radzieckiej, nie mówiąc o „czerwonych Chinach”, ponieważ zapewniał znacznie wyższy poziom życia ludności amerykańskiej, w tym robotnikom przemysłowym. Radykałowie z Nowej Lewicy zgodzili się z logiką tego argumentu, lecz odwrócili jego konkluzję. To, że rodziny robotnicze stać było na najnowszy model samochodu, pralkę i telewizor (lub dwa) postrzegali oni jako materialną podstawę poparcia robotników dla rozbojów USA w Trzecim Świecie.

Krąg Monthly Review próbował przedstawić „marksistowsko-leninowskie” uzasadnienie dla tych rozpowszechnionych uprzedzeń Nowej Lewicy: pogardy dla klasy robotniczej w rozwiniętych krajach kapitalistycznych połączonej z zachwytami nad „socjalizmem” w Trzecim Świecie. Sweezy twierdził, że razem wzięta klasa robotnicza Ameryki Północnej, Europy Zachodniej i Japonii jako całość tworzyła arystokrację robotniczą w stosunku do zubożałych wyrobników Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Napisał on w Monthly Review (grudzień 1967), że przywódca bolszewików Lenin „również twierdził, że kapitaliści w krajach imperialistycznych mogą użyć i faktycznie używają części swego »łupu« do przekupywania i przeciągnięcia na swoją stronę arystokracji robotniczej. Tam, gdzie można brać pod uwagę logikę tego argumentu, dałoby się go rozciągnąć na większość czy nawet na wszystkich robotników krajów uprzemysłowionych.”

Lenin w swoim opisie arystokracji robotniczej jasno dawał do zrozumienia, że nie traktował w ten sam sposób całej klasy robotniczej w ośrodkach imperialistycznych. Opisując przemysłowy monopol Anglii i bogate kolonie w połowie XIX w., Lenin odnotował w artykule „Imperializm a rozłam w socjalizmie” (1916): „Wówczas klasę robotniczą jednego kraju można było przekupić, zdeprawować na całe dziesięciolecia! Dziś jest to nieprawdopodobne, poniekąd nawet niemożliwe, lecz za to mniejsze (niż w Anglii lat 1848-68) warstwy »arystokracji robotniczej« może przekupić i przekupuje każde »wielkie« imperialistyczne mocarstwo” (podkreślenia w oryginale). Ta dobrze opłacana warstwa może zajmować uprzywilejowaną pozycję społeczną jedynie w odniesieniu do mas pracujących społeczeństwa, którego część stanowi.

Sweezy, który dyskredytował klasę robotniczą w rozwiniętych krajach kapitalistycznych, jednocześnie gloryfikował Chiny maoistowskie za rzekome budowanie egalitarnego społeczeństwa socjalistycznego w jednym z najbiedniejszych krajów świata. Faktycznie uważał on nędzę w Chinach za socjalistyczną cnotę, zaś samemu Mao przypisywał przezwyciężenie i wyeliminowanie tego, co jak twierdził było pozostałościami burżuazyjnej ideologii osadzonymi w klasycznej doktrynie marksistowskiej: „w Chinach i jedynie tam, gdzie warunki dla rewolucji były najpomyślniejsze ze wszystkich krajów świata, marksizm mógł w końcu zostać oczyszczony ze swej (zasadniczo burżuazyjnej) skazy ekonomizującej” (Monthly Review, styczeń 1975). Przez „skazę ekonomizującą” Sweezy rozumiał utożsamianie socjalizmu z jakościowym podniesieniem poziomu materialnego i kulturalnego społeczeństwa.

Wtedy polemizowaliśmy z intelektualistami takimi, jak Sweezy i Charles Bettelheim, którzy wskrzesili przeciwne marksizmowi doktryny prymitywnego egalitaryzmu i „socjalistycznego” ascetyzmu:

„Zatem o wiele bardziej niż stalinizm linii moskiewskiej, ideologia maoizmu stanowi ciągły atak na fundamentalną przesłankę marksizmu, że socjalizm wymaga wielkiej obfitości materialnej, osiągniętej poprzez poziom wydajności pracy o wiele wyższy, niż poziom w rozwiniętych krajach kapitalistycznych. (…) Maoistowski prymitywizm i wybujały woluntaryzm, jaki można było zaobserwować zwłaszcza w okresie »Rewolucji Kulturalnej«, jest bardzo atrakcyjny dla drobnomieszczańskich radykałów na Zachodzie. To obietnica skończenia z wyalienowaną pracą tu i teraz, bez tego całego historycznego okresu potrzebnego do podniesienia technologicznego i kulturalnego poziomu ludzkości, umożliwiła wielu fanom [teoretyka Nowej Lewicy Herberta] Marcusa przeniesienie lojalności na maoistowskie Chiny pod koniec lat 60.”

– „The Poverty of Maoist Economics” (Nędza maoistowskiej ekonomii), WV nr 134, 19 listopada 1976

Maoizm jednak stracił swą atrakcyjność, zwłaszcza po oficjalnym zbliżeniu między USA a Chinami, zasygnalizowanym wizytą Richarda Nixona w Pekinie w 1972 r., gdy amerykańskie bomby spadały masowo na Indochiny. Do końca lat 70. maoizm przestał pociągać młodzież studencką o lewicowych sympatiach. Zatem krąg Monthly Review przyczepił się do pączkującego radykalnego ruchu zielonych, który również wyszedł z Nowej Lewicy. Stąd wziął się John Bellamy Foster, dziś czołowa postać tego czasopisma.

Boliwia i szwindel „Rewolucji Ekologicznej”

Skoro mentorzy Fostera mogli zakładać wprowadzenie stosunków socjalistycznych w Chinach poprzez „Rewolucję Kulturalną”, on czyni dziś to samo dla miejsc podobno będących w trakcie „rewolucji ekologicznej”. W obydwu przypadkach publicznie głoszone wartości reżimu będącego u władzy są wystarczającym dowodem socjalistycznych osiągnięć, odmienność polega na tym, że o ile w Chinach kapitalizm został obalony wraz z Rewolucją 1949 r., to kraje, które Foster dziś przywołuje są na sto procent kapitalistyczne.

W książce „The Ecological Rift: Capitalism's War on the Earth” (Rozłam ekologiczny: wojna kapitalizmu z Ziemią, 2011) Foster i jego współautorzy ogłaszają: „rewolucja ekologiczna, promieniująca przede wszystkim z globalnego Południa, wyłania się w naszym stuleciu, dając nowe podstawy nadziei”. W zgodzie z tradycją Monthly Review, odrzucają oni wyjątkowe możliwości klasy robotniczej, zarówno w krajach rozwiniętych, jak i w świecie neokolonialnym, polegające na potencjale obalenia kapitalistycznego porządku i uspołecznienia środków produkcji; opiera on się na roli proletariatu w zapewnianiu, by obracały się koła przemysłu. W zamian Foster i s-ka zakładają istnienie „proletariatu środowiskowego”, składającego się z „mas w Trzecim Świecie, narażonych w pierwszej kolejności na uderzenia nadciągających katastrof”, zwłaszcza na podnoszenie się poziomu mórz, jako „głównego historycznego motoru i inicjatora nowej epoki rewolucji ekologicznej”.

Kluczowym obszarem dla tej domniemanej rewolucji jest Boliwia za prezydentury Evo Moralesa, którego Foster określił w wywiadzie z 2010 r. „prawdopodobnie najsilniejszym odrębnym głosem na rzecz ochrony środowiska w dzisiejszym świecie”. Ekolodzy w wielu krajach wychwalają Moralesa za gospodarzenie Światowej Konferencji Ludowej w sprawie Zmian Klimatu i Praw Matki Ziemi w kwietniu 2010 r., jako antyszczytu wobec oficjalnych negocjacji klimatycznych ONZ. Foster również znajduje potwierdzenie na istnienie swego proletariatu środowiskowego w „wojnach o wodę, węglowodory i wojnach kokainowych”, które „pomogły ruchowi socjalistycznemu opartemu na rdzennej ludności dojść do władzy” w Boliwii.

Pomimo swej nazwy, kierowany przez Moralesa Movimiento al Socialismo (Ruch na rzecz Socjalizmu, MAS) nie wstydzi się tego, że administruje „andyjskim kapitalizmem”. Wstrząsy społeczne, które wyniosły Moralesa na urząd głowy państwa burżuazyjnego obejmowały szereg desperackich walk zubożałych mas boliwijskich o opór wobec imperialistycznego wyzysku. Np. „wojna o wodę” w 2000 r. składała się z wielkich plebejskich protestów, które wybuchły w Cochabamba po tym, jak korporacja Bechtel zawładnęła miejskim systemem wodociągowym i wywindowała ceny o ponad 200 procent.

W wielu krajach Ameryki Łacińskiej powszechna odraza wobec otwarcie proimperialistycznych „neoliberalnych” rządów doprowadziła do wybrania warstwy burżuazyjnych populistów, wśród nich Moralesa i nieżyjącego już Hugo Cháveza (w Wenezueli). Zmiana ta nie ma nic wspólnego z socjalizmem. Przybierając pozę obrońców uciskanych i wyzyskiwanych mas, Morales, Chávez i inni usiłowali dokooptować i pomieścić niezadowolenie społeczne w kapitalistycznych ramach, co nieuchronnie oznacza podporządkowanie światowemu systemowi imperialistycznemu. Rozerwanie łańcuchów imperialistycznego ucisku wymaga rewolucji proletariackiej, kierowanej przez partię awangardową, rewolucji która rozbije państwo kapitalistyczne. Musi ona mieć perspektywę rozszerzenia się na inne kraje Ameryki Łacińskiej i, co jest kluczowe, na Stany Zjednoczone i inne rozwinięte kraje kapitalistyczne.

Reżim Moralesa ukazał swe prawdziwe oblicze w maju br., gdy rozpętał brutalne represje wobec ogólnokrajowego strajku, który wybuchł na wezwanie największej federacji związkowej kraju. Nie był to pierwszy raz, kiedy rząd tłumił walki robotnicze i chłopskie. Strajk ten zmobilizował górników z kopalń cyny, nauczycieli i robotników służby zdrowia w walce o lepsze emerytury. Policja wielokrotnie atakowała strajkujących robotników z użyciem gazu i pałek, aresztując setki ludzi. Broń skierowano również przeciw rdzennej ludności. We wrześniu 2011 r. rząd dokonał krwawego ataku na protest przeciw budowie nowej szosy biegnącej przez ziemie Indian. Według doniesień, w brutalnym ataku paramilitarnych oddziałów policji śmierć poniosło trzymiesięczne dziecko.

Antyproletariacka istota ekosocjalizmu przejawia się w pozdrawianiu Moralesa a wcześniej Cháveza przez Fostera, co ukazuje jak pusta jest jego „rewolucja ekologiczna”, nawet z jej własnego punktu widzenia. Gospodarki Boliwii i Wenezueli są w wielkim stopniu zależne, jedna od wydobycia gazu naturalnego, druga od wydobycia ropy naftowej. Oba reżimy przeprowadziły częściowe nacjonalizacje swych przemysłów naftowych. Lecz to nie oznacza spowolnienia produkcji. W rzeczywistości, usiłując podwoić produkcję gazu naturalnego do 2015 r., państwowe przedsiębiorstwo Yacimientos Petrolíferos Fiscales Bolivianos szuka zarówno nowych partnerów zagranicznych, jak i nowych obszarów poszukiwań i produkcji. Rząd boliwijski próbuje również dobrać się do zasobów surowców kopalnych w parkach narodowych i chronionych obszarach naturalnych.

Marksiści bronią takich nacjonalizacji jako środków, poprzez które kraje zdominowane przez imperialistów mogą osiągnąć pewien stopień niezależności gospodarczej. Jednak nacjonalizacje te nie zwiastują nowej socjalistycznej ery. Przemysł naftowy Boliwii i Wenezueli stanowi część krajowych gospodarek kapitalistycznych, które są podporządkowane światowemu rynkowi. Koniec końców, nacjonalizacja przemysłu naftowego w rzeczywistości przynosi korzyści krajowej burżuazji, nie tylko na poziomie ekonomicznym, lecz głównie na poziomie politycznym, przywiązując masy ideologicznie do ich wyzyskiwaczy.

Ograniczanie konsumpcji

Istnieje inny ważny element kontynuacji między wersją maoizmu, za którą opowiadał się Monthly Review w latach 60. i 70. a jego ekoradykalizmem ostatnich dziesięcioleci: potępianie kapitalizmu amerykańskiego za stworzenie społeczeństwa nadmiernej konsumpcji. Dla Sweeziego i Magdoffa ceną za szeroki wachlarz dóbr dostępnych większości robotników w USA było zubożenie ludów Trzeciego Świata. Dla Fostera istniejący obecnie poziom konsumpcji ludności USA niszczy ekologiczną podstawę dla przeżycia w przyszłości gatunku ludzkiego i innych wyższych form świata zwierzęcego.

Mniemanie, że przeważająca część standardu życiowego ludzi pracy w USA i innych rozwiniętych krajach kapitalistycznych składa się ze sztucznie wytworzonych potrzeb, które służą napędzaniu zysków korporacjom to wciąż powracająca cecha ideologii lewicowo-liberalnej od końca lat 50. Zostało to wyłożone w „The Affluent Society” (Zasobne społeczeństwo, 1958) przez Johna Kennetha Galbraitha, wówczas najbardziej znanego i czytanego liberalnego ekonomistę w USA, który wkrótce potem w latach 60. stał się doradcą administracji Kennediego-Johnsona z Partii Demokratycznej. Parę lat później utożsamianie amerykańskiego kapitalizmu z konsumpcjonizmem zyskało „marksistowską” otoczkę w książce Sweeziego i Paula Barana „Monopoly Capital” (Kapitał monopolistyczny, 1966), która wywarła silny wpływ na Fostera. W „Ecology Against Capitalism” Foster oświadcza, że „potrzeby są fabrykowane w sposób, który tworzy nienasycony apetyt”.

Jednocześnie Foster krytykuje zielonych intelektualistów i aktywistów głównego nurtu, którzy zwracają się do każdego indywidualnie o zredukowanie jego własnej konsumpcji, zredukowanie tzw. „śladu węglowego” każdego z osobna. Na polemiczny atak wybrał cytat z Alana Durninga z Worldwatch Institute, który twierdzi: „my konsumenci mamy etyczny obowiązek ograniczania własnej konsumpcji, albowiem zmniejsza ona szanse przyszłych pokoleń. Jeśli nie zejdziemy o parę szczebli w dół z tej drabiny konsumpcyjnej, nasze wnuki odziedziczą naszą planetę zubożałą przez obecny dostatek”. Foster odpowiada:

„Może się to wydawać zgodne ze zwykłym zdrowym rozsądkiem, lecz ignoruje mniejszą umieralność w społeczeństwie takim, jakie mamy w Stanach Zjednoczonych, gdzie dominujące instytucje traktują ludzi jako zwyczajnie konsumentów, na których powinno się oddziaływać wszystkimi technikami nowoczesnego marketingu. Przeciętny dorosły w Stanach Zjednoczonych ogląda 21 tys. reklam telewizyjnych rocznie, z których ok. 75 procent opłaca 100 największych korporacji.”

Zarówno Durning jak i Foster akceptują pogląd, że poziom konsumpcji większości Amerykanów powinien zostać ograniczony, różnią się jedynie w kwestii środków, jakimi ten cel można osiągnąć. Foster martwi się, że wezwania do poświęceń jedynie w imię jakiejś ekologicznej moralności nie spotkają się z odzewem. Jego odpowiedzią jest plan akcji rządowej w celu zreorganizowania gospodarki. Wtedy ktoś musiałby podejmować decyzje dotyczące prawdziwych potrzeb ludzi pracy, jako stojących w sprzeczności z ich zachciankami. Zadanie to niewątpliwie ma spaść na barki Fostera i innych podobnie myślących strażników zielonych cnót.

To skupienie się na nurcie wystawnych konsumenckich fanaberii jest przede wszystkim drobnomieszczańską krytyką kapitalizmu. Dla dzieci z okolic podmiejskich, które w zmianach swego indywidualnego stylu życia odnajdują jakieś znaczenie, wartość, problemem może być posiadanie zbyt wielu rzeczy. Lecz „robić więcej mając mniej” nie stanowi opcji dla przeważającej większości ludności zmagającej się co miesiąc z płaceniem rachunków i ledwo wiążącej koniec z końcem.

Moralizm Rousseau przeciw marksistowskiemu materializmowi

Potępianie kultury konsumpcjonizmu nie zrodziło się w powojennych Stanach Zjednoczonych. Leżąca u podstaw idea, że dążenie większości ludzi do wyższych poziomów konsumpcji jest napędzane sztucznie kreowanymi potrzebami uwarunkowanymi przez społeczeństwo oparte na własności prywatnej, gdzie wszyscy konkurują ze sobą – została wyrażona w połowie XVIII w. przez Jana Jakuba Rousseau. Wywierający dominujący wpływ intelektualny na europejską lewicę radykalną przed Karolem Marksem, Rousseau był intelektualnym ojcem chrzestnym wszystkich późniejszych form egalitaryzmu równającego w dół. Opisując świat wkrótce po pojawieniu się własności prywatnej, Rousseau napisał w „Rozprawie o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi”(1755):

„...człowiek, z wolnego i niezależnego, jakim był dotąd, jest teraz oto ‒ za sprawą mnóstwa nowych potrzeb ‒ podległy całej, że tak powiem, naturze, zwłaszcza zaś reszcie ludzi, (…) pożerająca każdego ambicja, nieugaszona żądza poprawienia swej sytuacji w porównaniu z sytuacją sąsiada, nie tyle z prawdziwej potrzeby, ile by się wznieść ponad niego, wpaja wszystkim ludziom nikczemną skłonność do szkodzenia sobie wzajemnie, (…) Słowem, z jednej strony rywalizacja i konkurencja, z drugiej sprzeczność interesów i zawsze to ukryte pragnienie korzyści własnej ze szkodą dla drugich; wszystkie te klęski, to pierwszy skutek własności i nieodstępny ciąg dalszy nierówności w jej pierwszych początkach.”

‒ w: „Trzy rozprawy z filozofii społecznej”, tłum. Henryk Elzenberg, Warszawa 1956, s. 202-3

Marks przeciwstawiał się równającemu w dół egalitaryzmowi, odmianie egalitaryzmu szeroko rozpowszechnionej wśród nurtów socjalistycznych i komunistycznych na początku XIX w. Celem komunizmu nie jest zredukowanie potrzeb ludzi do jakiegoś z góry założonego minimum. Wręcz przeciwnie, jego celem jest zrealizowanie i rozwijanie potrzeb. W społeczeństwie w pełni komunistycznym każdy będzie mieć dostęp do wielkiej różnorodności materialnego i kulturalnego bogactwa nagromadzonego w toku rozwoju cywilizacji. Rozważmy np. co jest potrzebne do badań w dziedzinie fizyki cząsteczkowej lub badań archeologicznych pozostałości starożytnych cywilizacji. My marksiści chcemy stworzyć przyszłe społeczeństwo, w którym wszyscy będą mogli wykonywać twórczą pracę naukową i kulturalną, dotychczas zarezerwowaną dla niewielu uprzywilejowanych.

Dla Rousseau, wyłonienie się własności prywatnej stanowiło społeczny ekwiwalent chrześcijańskiej koncepcji grzechu pierworodnego, moment gdy wszelkiego rodzaju zło wtargnęło i zdezorganizowało naturalną harmonię ludzkości:

„Ten, kto pierwszy ogrodził kawałek ziemi, powiedział »to moje« i znalazł ludzi dość naiwnych, by mu uwierzyć, był prawdziwym założycielem społeczeństwa. Iluż to zbrodni, wojen, morderstw, ile nędzy i grozy byłby rodzajowi ludzkiemu oszczędził ten, kto by kołki wyrwał lub rów zasypał i zawołał do otoczenia: »Uwaga! Nie słuchajcie tego oszusta; będziecie zgubieni, gdy zapomnicie, że płody należą do wszystkich, a ziemia do nikogo!«”

tamże

Sprzeciwiając się moralizującemu idealizmowi Rousseau, Marks zastosował dialektyczne, materialistyczne pojmowanie historii gatunku ludzkiego. Aby osiągnąć społeczeństwo komunistyczne, ludzkość musi przemierzyć długą epokę społeczeństw klasowo podzielonych, gdzie większość jest wyzyskiwana i uciskana przez niewielką mniejszość posiadaczy własności:

„...rozwój uzdolnień rodzaju ludzkiego, jakkolwiek z początku odbywa się kosztem większości jednostek ludzkich, a nawet całych klas ludzkich, przezwycięża w końcu ten antagonizm i utożsamia się z rozwojem poszczególnych jednostek, (...) więc wyższy rozwój osobowości ludzkiej osiąga się jedynie za cenę procesu historycznego, w którego przebiegu składa się ofiary z jednostek ludzkich” (podkreślenie w oryginale)

– „Teorie wartości dodatkowej”, w: „Marks, Engels, Dzieła” (MED) t. 26, Warszawa 1981, s. 140

W książce „Ekologia Marksa” Foster bardzo stara się podtrzymać materializm dialektyczny. Jednak jego rzeczywiste stanowisko jest zasadniczo roussowskie, nie marksistowskie. Tak więc, we wcześniejszej „Ekologii przeciw kapitalizmowi” opisuje on kapitalistyczną elitę rządzącą jako przedstawicieli „wyższego rzędu niemoralności”  i potępia kapitalizm za doprowadzenie do spaczenia ludzkości i degradacji natury:

„Redukując stosunek ludzi do natury jedynie do kryteriów indywidualnego posiadania, kapitalizm tym samym przedstawia sobą (niezależnie od całego swego postępu technologicznego) nie tyle pełniejszy rozwój ludzkich potrzeb i możliwości wobec natury, co wyalienowanie natury ze społeczeństwa w celu rozwijania jednostronnego, egoistycznego stosunku do świata.”

Lewicę środowiska zielonych, noworoussowską w swych zasadniczych poglądach, szczególnie rozsierdza stwierdzenie z „Manifestu partii komunistycznej” Marksa i Engelsa z 1848 r., uznające historycznie postępowy charakter kapitalizmu w porównaniu z wcześniejszymi sposobami produkcji: „w ciągu swego stuletniego zaledwie panowania klasowego burżuazja stworzyła siły wytwórcze bardziej masowe i potężne, niż wszystkie pokolenia poprzednie razem wzięte.” W „Ekologii Marksa” Foster prezentuje mało entuzjastyczne przeprosiny za to oświadczenie i dodaje: „to pozostawia sprawą otwartą całą kwestię zrównoważonego rozwoju, której nie poruszyli w tym panegiryku burżuazji w pierwszej części Manifestu”.

Wraz z nastaniem przemysłowego kapitalizmu po raz pierwszy istniała materialna podstawa do przewidywania zupełnego wyrugowania nędzy i podziałów klasowych. Lecz prywatna własność środków produkcji w coraz większym stopniu działała jako hamulec dalszego rozwoju sił wytwórczych. Wyłonienie się nowoczesnego imperializmu pod koniec XIX w. oznaczało początek epoki globalnego schyłku kapitalizmu. System państw narodowych, który służył jako tygiel dla dojścia do władzy nowoczesnej klasy kapitalistycznej, dowiódł swej ograniczoności dla pogoni za zyskami. Potęgi imperialistyczne, podzieliwszy świat drogą krwawego podboju, wdały się w serię wojen o jego wtórny podział, usiłując rozszerzyć swe posiadłości kolonialne i sfery wpływów kosztem rywali. Celem rewolucji proletariackiej jest rozwiązanie sprzeczności w sercu kapitalizmu, poprzez uspołecznienie środków produkcji, tym samym czyniąc bogactwo społeczeństwa dostępnym dla wszystkich i uwalniając siły produkcyjne.

Część druga

W „Ekologii Marksa” Foster utrzymuje, że ideologowie zielonych błędnie przypisują Marksowi stanowiska, których w istocie nie zajmował, m.in., że Marks „miał bardzo optymistyczną, pełną wszelkich dóbr wizję warunków, jakie panowałyby w społeczeństwie postkapitalistycznym, dzięki rozwojowi sił wytwórczych w kapitalizmie”. Foster przechodzi do konkluzji, że „w swej interpretacji Marks polegał tak bardzo na założeniu dostatku snując wizję przyszłego społeczeństwa, że umknęły mu rozważania ekologiczne, takie jak ograniczoność zasobów naturalnych i zewnętrzne ograniczenia produkcji”.

Skupiony jedynie na tym, by przekształcić Marksa w protoplastę ekologów, Foster zupełnie nie zauważa, co w tej krytyce jest błędne. Marks rzeczywiście utrzymywał, że przyszłe społeczeństwo komunistyczne opierać się będzie na zniesieniu gospodarczych niedoborów. Lecz na pewno nie uważał, że siły produkcyjne rozwinięte w kapitalizmie były wystarczające, by ten cel osiągnąć. Wręcz przeciwnie!

Przejście do komunizmu wymaga planowej, socjalistycznej gospodarki, by umożliwić rozwijanie i zastosowania nowych technologii i w ten sposób podnosić poziom wydajności pracy znacznie powyżej poziomu odziedziczonego po kapitalizmie. Fosterowi po prostu nie mieści się w głowie, że przyszłe społeczeństwo socjalistyczne posłuży się najbardziej zaawansowaną technologią, by naprawić degradację środowiska. Lecz to nie wszystko: Foster błędnie przypisuje podobny pesymizm Marksowi, który jego zdaniem „okazuje głębokie zatroskanie sprawami ograniczeń środowiskowych i zrównoważonego rozwoju”.

W pismach polemicznych to, co pominięto jest często równie ważne jak to, co jest bezpośrednio dyskutowane, jeśli nie ważniejsze. Zdecydowanie najlepiej znany wykład Marksa o przejściu do w pełni rozwiniętego społeczeństwa komunistycznego po obaleniu kapitalizmu zawarty jest w jego „Krytyce Programu Gotajskiego” z 1875 r. Jednak oprócz dwóch przelotnych wzmianek o tej pracy w ponad 250-stronicowej „Ekologii Marksa”, jej istotne fragmenty nie są tam rozważane.

W „Krytyce” Marks wyjaśnił, że w początkowej fazie społeczeństwa socjalistycznego „prawo burżuazyjne” będzie wciąż się utrzymywać. Innymi słowy, środki konsumpcji rozprowadzane wśród jednostek będą proporcjonalne do ilości i jakości ich pracy:

„...poszczególny wytwórca otrzymuje – po dokonaniu potrąceń – dokładnie tyle, ile dał społeczeństwu. (...) Otrzymuje on od społeczeństwa pokwitowanie, że dostarczył tyle a tyle pracy (po odliczeniu części jego pracy na fundusze społeczne), i na zasadzie tego pokwitowania otrzymuje ze społecznych zasobów taką ilość środków spożycia, jaka wymaga takiej samej ilości pracy. Tę samą ilość pracy, którą dostarczył społeczeństwu w jednej postaci, otrzymuje z powrotem w innej.”

‒ w: „MED” t. 19, Warszawa 1972, s. 22-23

Marks przechodzi dalej do opisania warunków umożliwiających społeczeństwu przezwyciężenie zasady „każdemu według jego pracy”:

„W wyższej fazie społeczeństwa komunistycznego, kiedy zniknie ujarzmiające człowieka podporządkowanie podziałowi pracy, a przez to samo zniknie też przeciwieństwo pomiędzy pracą fizyczną a umysłową; kiedy praca stanie się nie tylko źródłem utrzymania, ale najważniejszą potrzebą życiową; kiedy wraz ze wszechstronnym rozwojem jednostek wzrosną również ich siły wytwórcze, a wszystkie źródła zbiorowego bogactwa popłyną obficiej – wówczas dopiero będzie można całkowicie wykroczyć poza ciasny horyzont prawa burżuazyjnego i społeczeństwo będzie mogło wypisać na swym sztandarze: Każdy według swych zdolności, każdemu według jego potrzeb!”

tamże, s. 24

W tej książce Marks również wskazuje, jak wzrosnąć ma wydajność pracy w okresie przejściowym. Krytykuje on program Lassalla, gdzie twierdzi się, że cały produkt społeczny będzie dostępny dla konsumpcji bezpośrednich wytwórców. Zamiast tego, część tego produktu musi zostać odpisana na inne cele, nie tylko na „rozszerzenie produkcji”, tj. budowanie i wykorzystanie dodatkowych środków produkcyjnych reprezentujących najbardziej zaawansowaną technologię (oszczędzającą pracę).

Jak Foster może pogodzić marksistowską wizję społeczeństwa komunistycznego, w którym zasoby materialne są za darmo dostępne wszystkim, z jego własnym twierdzeniem, że istniejącypoziom produkcji i konsumpcji szybko niszczy środowiskową podstawę życia ludzi? Może to robić jedynie tworząc wizję społeczeństwa ekosocjalistycznego, w którym „każdemu według jego potrzeb” oznacza znacznie mniej, niż „każdemu według jego pracy” w dzisiejszych rozwiniętych krajach kapitalistycznych! Program ten Foster wyjaśnił na zgromadzeniu demonstrantów ruchu Occupy w Nowym Jorku w 2011 r. Według sprawozdania Monthly Review (MRZine.org, 29 października 2011), błagał on słuchaczy:

„Odejdźcie od systemu nastawionego na zyski, produkcję i akumulację, czyli na wzrost gospodarczy, do gospodarki zrównoważonego rozwoju. Oznaczałoby to zredukowanie lub wyeliminowanie niepotrzebnej i zaśmiecającej konsumpcji oraz zreorganizowanie społeczeństwa, od produkcji towarowej i konsumpcji jako jej pierwszorzędnego celu, do zrównoważonego rozwoju ludzkości. Mogłoby się to dokonać jedynie w powiązaniu z przesunięciem ku rzeczywistej równości.”

Foster roztacza reakcyjną, utopijną wizję równości w nędzy na skalę globalną. „Gospodarka zrównoważona” skazałaby setki milionów ludzi w krajach Trzeciego Świata na dalsze tkwienie w biedzie. Ta wizja przyszłości wygląda jak prawicowa karykatura komunizmu, pogardzany „koszarowy socjalizm”, podobny do warunków zunifikowanej równości narzucanej poborowym w wojsku.

Tym niemniej, niektórzy lewicowi aktywiści mogą zareagować życzliwie na argument Fostera, że ludzie pracy w USA i innych „bogatych” krajach kapitalistycznych muszą zaakceptować niższy poziom życia, by zapobiec podobno nadciągającej katastrofie ekologicznej. Jednak są oni zdecydowanie wrogo nastawieni do prawicowych ideologów Tea Party (Partia Herbaciana), którzy twierdzą, że Amerykanie muszą zredukować wydatki na konsumpcję, zwłaszcza jeśli chodzi o programy socjalne, by zapobiec podobno nadciągającej katastrofie finansowej. To, że Foster potępia kapitalizm, a typy z Tea Party wychwalają system „wolnorynkowy”, nie czyni jego programu mniej reakcyjnym, jedynie bardziej kuszącym.

Kapitalizm nie jest „kieratem produkcji”

Podstawowy argument w „Ecology Against Capitalism” Fostera można ująć krótko. Kapitaliści usiłują zmaksymalizować zyski. Produkują oni zatem coraz więcej dóbr zawierających wartość dodatkową, która jest wydobywana poprzez wyzysk pracy. Rozszerzenie produkcji z kolei powoduje wciąż pogarszającą się degradację środowiska. Foster pisze:

„Gospodarka kapitalistyczna jest nastawiona przede wszystkim na wzrost zysków, a stąd na wzrost gospodarczy praktycznie za każdą cenę: w tym wyzysk i nędzę przeważającej większości ludności świata. Ta gonitwa za wzrostem ogólnie rzecz biorąc oznacza szybkie pochłanianie energii i materiałów i składowanie coraz większych ilości śmieci – stąd rozszerzająca się degradacja środowiska.”

Dlaczego zatem w dziejach kapitalizmu występują okresy, kiedy produkcja i zatrudnienie kurczą się, a w konsekwencji zyski spadają? Np. w latach 2005-9 zyski brutto korporacji amerykańskich zmniejszyły się o 10 procent, z 1 610 do 1 456 trylionów dolarów. Zyski w produkcji przemysłowej spadły szczególnie gwałtownie, z 247 do 125 miliardów dolarów.

Odpowiedź brzmi: kapitaliści usiłują zmaksymalizować nie ilość zysków lecz stopę zysku, czy zwrotu kapitału. Używając marksistowskiej terminologii, ta stopa to stosunek wartości dodatkowej do wartości środków produkcji (fabryka i wyposażenie) niezbędnych do uruchomienia pracy na przeważającym poziomie jej wydajności. Stopa zysku jest głównym regulatorem produkcji kapitalistycznej zarówno w jej fazach ekspansji, jak i kurczenia się.

W okresie ekspansji stopa zysku wykazuje tendencję malejącą. Wzrastający popyt na pracę podwyższa stopy zarobków. Efekty wzrastającej wydajności pracy poprzez inwestowanie w nowe technologie stopniowo maleją. Wzrastające inwestycje podnoszą ceny rynkowe dóbr inwestycyjnych. Spekulacja finansowa jeszcze bardziej rozdmuchuje wartość rynkową kapitału, dokładając się do o wiele szybszych przyrostów cen akcji w porównaniu do dochodów kryjących się za nimi firm.

W pewnym momencie kapitaliści stosują zatem cięcia w nowych inwestycjach. Cała gospodarka wkracza wtedy w okres kurczenia się. Jak Marks wyjaśnił w III tomie „Kapitału”:

„Nie wytwarza się za dużo bogactwa. Ale wytwarza się periodycznie zbyt wiele bogactwa w jego kapitalistycznych, antagonistycznych formach.

Granice kapitalistycznego sposobu produkcji przejawiają się:

1) W tym, że spadek stopy zysku wywołany przez rozwój produkcyjnej siły pracy stanowi prawo, które w określonym punkcie jak najbardziej wrogo przeciwstawia się temuż rozwojowi produkcyjnej siły pracy i dlatego musi być ustawicznie przezwyciężane przez kryzysy.

2) W tym, że (…) zysk i stosunek tego zysku do zastosowanego kapitału, a więc określona wysokość stopy zysku, rozstrzyga o rozszerzaniu lub ograniczaniu produkcji, nie rozstrzyga zaś o tym stosunek produkcji do potrzeb społecznych, do potrzeb ludzi, którzy osiągnęli pewien poziom rozwoju społecznego.”

‒ w: „MED” t. 25, Warszawa 1983, s. 391-2

Keynesowska ekonomia w pseudomarksistowskim surducie

W „Kryzysie bez końca” Foster twierdzi, że prezentuje marksistowską analizę globalnego spadku gospodarczego po roku 2008 i szerzej, sprzeczności dzisiejszego kapitalizmu. Podczas gdy stosuje on częściowo terminologię marksistowską, w rzeczywistości jego analiza koresponduje z głównym nurtem liberalnego reformizmu w USA, utożsamianego z doktrynami i polityką nieżyjącego brytyjskiego ekonomisty Johna Maynarda Keynesa. Foster utrzymuje, że przychody klas niższych są niewystarczające do zakupu towarów wyprodukowanych w kapitalizmie. Pisze on:

„System staje więc w obliczu niewystarczają­cego  po­pytu efektywnego – z barierami dla konsump­cji pro­wadzącymi ostatecznie do barier dla inwestycji. Ro­snące nadwyżki zdolności wytwórczych powodują ograniczanie tworzenia nowego kapitału, ponieważ firmy niechętnie inwestują w nowe środki trwałe, gdy znaczna część istniejących mocy pozostaje niewyko­rzystana.”

W terminologii burżuazyjnej ekonomii pogląd ten można scharakteryzować jako teorię cyklicznych spadków, wynikających z niedostatecznej konsumpcji.

Nakreślając swój wywód, Foster nie odnosi się do stopy zysku. Jak wiemy, w okresie ekspansji ma ona tendencję spadkową. Zatem kapitaliści mogą sprzedawać rosnącą ilość towarów tylko po cenach odzwierciedlających niższą stopę zysku. Z punktu widzenia kapitalistów ten warunek okazuje się „nadprodukcją” lub „nadmierną zdolnością”. Stosują oni cięcia w nowych inwestycjach, pogrążając gospodarkę w okresie kurczenia się aż do czasu, gdy przywrócona zostanie wyższa stopa zysku poprzez czynniki dominujące w okresie spowolnienia – stopy zarobków mają tendencję spadkową, to samo dotyczy wartości rynkowej kapitału.

Teoria głosząca, że podstawową przyczyną cyklicznych spowolnień jest niedobór popytu konsumenckiego w stosunku do zdolności produkcyjnych nie powstała w erze kapitału monopolistycznego. Sedno tej teorii można znaleźć wcześniej u pewnych czołowych rzeczników klasycznych doktryn ekonomicznych brytyjskiej burżuazji z początku XIX w., zwłaszcza u Tomasza Malthusa. Wyprzedzając Fostera o dwa stulecia, Malthus twierdził, że „żadna siła konsumpcji ze strony klas pracujących nie może sama stanowić zachęty do zaangażowania kapitału” (z cytatu u Marka Blauga, „Economic Theory in Retrospect”, Cambridge University, 1997).

W III tomie „Kapitału” Marks odrzucił wszelkie ówcześnie wyznawane teorie niedostatecznej konsumpcji czy nadprodukcji. Oświadczył on:

„Nie wytwarza się za dużo środków utrzymania w stosunku do istniejącej ludności. Przeciwnie. Wytwarza się za mało, aby ludność mogła żyć na poziomie przyzwoitym i ludzkim. (…) Natomiast wytwarza się periodycznie za dużo środków produkcji i środków utrzymania, ażeby mogły one funkcjonować jako środki wyzyskiwania robotników przy określonej stopie zysku.”

tamże, s. 390-91

Podczas Wielkiej Depresji lat 30. teoria  niedostatecznej konsumpcji została odgrzana i spopularyzowana przez Keynesa, który przyznawał się do Malthusa jako swego intelektualnego poprzednika. Według tej doktryny podstawową przyczyną kurczenia się produkcji był brak „efektywnego popytu”. Keynes i jego zwolennicy orędowali za tym, by niedobór efektywnego popytu był nadrabiany przez wzrastające wydatki rządowe na prace publiczne i programy socjalne korzystne dla ludzi pracy (np. zasiłek dla bezrobotnych, emerytura, państwowa opieka zdrowotna, zwiększenie dochodów biednych). Ten program keynesizmu w starym stylu jest dziś propagowany w USA przez liberalnego ekonomistę Paula Krugmana w New York Timesie. Jeśli, jak utrzymuje Foster (zgodnie z Keynesem i Krugmanem), przyczyną spowolnienia gospodarczego jest brak efektywnego popytu, to rozszerzone wydatki finansowane z budżetu byłyby skutecznym środkiem do odbudowy produkcji do jej pełnej zdolności, wraz z pełnym zatrudnieniem siły roboczej.

W całym świecie kapitalistycznym działania rządów idą jednak w dokładnie przeciwnym kierunku. Surowa polityka fiskalna to hasło dnia od Ameryki Obamy poprzez Brytanię Camerona, po Niemcy Merkel i całą strefę euro. Krugman objaśnia kurs na fiskalne zaciskanie pasa jako triumf prawicowej ideologii nad ekonomicznym poczuciem zdrowego rozsądku. W artykule w New York Review of Books (Nowojorski przegląd książek, 6 czerwca) zatytułowanym „How the Case for Austerity Has Crumbled” (Jak upadł argument za zaciskaniem pasa) stwierdził on: „wielu wpływowych ludzi wierzyło i nadal chce wierzyć w argument przemawiający za zaciskaniem pasa, co prowadzi ich do chwytania się wszelkich jego usprawiedliwień”.

W rzeczywistości surowość fiskalna dobrze służy interesom klasy kapitalistycznej. Cięcia w rządowych programach socjalnych zmniejszają szeroko zdefiniowane koszty stałe produkcji i tym samym sprzyjają wyższej stopie zysku. Dla mas ludzi pracy sprawą kluczową jest wydanie walki klasowej, by odeprzeć ofensywę zaciskania pasa. W trakcie takich walk musimy uświadomić robotników, że kierunek na zubożenie proletariatu zakończy się dopiero wtedy, gdy wywłaszczą oni wywłaszczycieli poprzez rewolucję socjalistyczną.

Zmiana klimatyczna w perspektywie

Naszą rolą jako marksistowskich przeciwników kapitalistycznego porządku nie jest służenie burżuazji jako doradcy ekonomiczni. Przeciwnie, dążymy do kształcenia klasy robotniczej w kierunku wymiecenia kapitalizmu (co jest jej historycznym interesem) i zbudowania jej własnego panowania klasowego. Reformistyczni „socjaliści” są zatwardziałymi przeciwnikami tego programu. Po przyjętej z entuzjazmem przez Międzynarodową Organizację Socjalistyczną i wielu innych katastrofie zniszczenia Związku Radzieckiego, coraz bardziej porzucają oni nawet obłudną posturę ludzi dążących do pozbycia się kapitalizmu. Obecnie zaś podczepiają się pod sprawę „sprawiedliwości klimatycznej”, by ponaglać kapitalistycznych wyzyskiwaczy do złagodzenia swego zachowania. Jak otwarcie wyraził to ISO-wski guru ds. zmiany klimatycznej Chris Williams: „połączenie żądań społecznych i ekologicznych we wspólnym jednolitym ruchu, niezależnym od polityków głównego nurtu miałoby siłę do zmiany polityki państwa na szczeblu ogólnokrajowym” (Socialist Worker [Socjalistyczny robotnik], 26 czerwca). Taka jest wizytówka koalicji SCNCC (Zmienić System, Nie Klimat: Koalicja Ekosocjalistyczna), w której ISO jest wiodącą siłą.

Prawdą jest, że Ziemia jako całość jest cieplejsza, niż sto lat temu, zaś działalność ludzka, np. spalanie paliw kopalnych w dużym stopniu odpowiada za rosnące stężenie dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych w atmosferze. Jak odnotowano w jednym z uznanych sprawozdań naukowych, „poprzez światową cywilizację przemysłową, człowiek bezwiednie prowadzi rozległy globalny eksperyment geofizyczny. W niewiele pokoleń spala on paliwa kopalne, które powoli gromadziły się w ziemi w przeciągu ostatnich 500 milionów lat. Dwutlenek węgla produkowany w tym spalaniu wprowadzany jest do atmosfery; około połowa CO² pozostaje w niej”. Dalej: „zmiany klimatu, które ta zwiększona zawartość CO² jest w stanie spowodować mogłyby być szkodliwe z punktu widzenia istot ludzkich”. Sprawozdanie to, „Restoring the Quality of Our Environment” (Przywracanie jakości naszego środowiska) zostało przedłożone administracji Johnsona w 1965 r.

Eksperyment, o którym mowa wyżej trwa po dziś dzień. Dla ekologów rozwiązaniem problemu jest przykrojenie rozmiarów cywilizacji przemysłowej i pozostawienie paliw kopalnych pod ziemią. Dla marksistów rozwiązaniem jest zastąpienie bezwiednego postępowania świadomym i opartym na wiedzy planowaniem. Trzeba też pamiętać, że ostateczny wpływ obecnego trendu ku ociepleniu, obejmującego szeroki wachlarz możliwości i mogącego znacząco różnić się w zależności od miejsca na Ziemi, pozostaje do dziś znany w stopniu niewiele większym niż pół wieku temu.

Mimo to ekosocjaliści wypisują na transparentach najbardziej katastrofalne wizje jako naukową ewangelię. Na Left Forum (Forum Lewicy) zwołanym w czerwcu w Nowym Jorku kilku mówców poruszyło zagadnienie zmiany klimatycznej jako najgorszego kryzysu, przed jakim kiedykolwiek stanęła ludzkość. Uwagi Fostera podczas posiedzenia plenarnego zamykającego Forum zatytułowane były „The Epochal Crisis” (Kryzys epokowy). Dziennikarz pisma The Nation Christian Parenti przywołał nawet niekontrolowany efekt cieplarniany, który przekształcił Wenus w najgorętszą planetę w układzie słonecznym. Dalekie od wezwania do wykorzenienia produkcji dla prywatnego zysku, takie sianie paniki ma jeden cel: sprzedać rozmaite rozwiązania kwestii, jak zmniejszyć zużycie paliw kopalnych w ramach kapitalizmu.

Obecna zmiana klimatyczna może stanowić, a może i nie stanowić długotrwałego zagrożenia dla społeczeństwa ludzkiego. Dopóki panują kapitaliści, mamy prawdziwą loterię. Z działaniem systemu kapitalistycznego związana jest cała masa problemów, z których wiele jest pilniejszych do rozpatrzenia niż degradacja środowiska, np. bezrobocie i skrajna nędza, masowy głód, zbrojne awantury i podboje imperialistyczne, wzmacnianie społecznego wstecznictwa (masakry na tle etnicznym, podporządkowanie kobiet rodzinie itd.). Bez wątpienia największym śmiertelnym zagrożeniem dla ludzkości jest arsenał nuklearny będący w rękach amerykańskich panów imperialistycznych. Nawet regionalna wojna nuklearna, np. pomiędzy Indiami a Pakistanem, mogłaby zetrzeć z powierzchni Ziemi miliony ludzi, jednocześnie ochładzając cały glob i pogłębiając problem głodu.

Wynoszenie zmiany klimatycznej ponad wszystko inne stanowi wygodną wymówkę do pomagania burżuazji – tej samej klasie, która stoi za wszystkimi tymi przestępstwami. Wyliczanie emisji dwutlenku węgla jako miara postępowej polityki jest tego następstwem. W ciągu 800 tysięcy lat poprzedzających pisaną historię ludzkości poziom dwutlenku węgla w atmosferze nigdy nie przekroczył 300 części na milion (ppm); dziś jest to około 400 ppm. Z kolei w okresie jurajskim, gdy nad wszystkim panowały dinozaury, to stężenie było w pobliżu 2000 ppm. Według Fostera:

„Potrzebujemy zejścia do 350 części na milion, co oznacza ogromną społeczną transformację na skalę, która uznana by była za rewolucyjną przez każdego członka dzisiejszego społeczeństwa, transformację całego naszego społeczeństwa aż do fundamentów. Musimy zmierzać do tego celu, i musimy tego żądać od naszego społeczeństwa. Zapomnijcie o kapitalizmie, zapomnijcie o pytaniu, czy system może tego dokonać. Niech to nie będzie wasz barometr. Mówcie, że to jest konieczne dla naszej planety, dla przetrwania ludzkości, dla sprawiedliwości, dla sprawiedliwości środowiska naturalnego, i my po prostu musimy tego dokonać.”

– MRZine.org (30 października 2008)

Jedną z najbardziej aktywnych grup „sprawiedliwości klimatycznej” usadowionych w USA jest obecnie organizacja o nazwie 350.org. Pomimo popularności tej numerologii konieczne są jeszcze dziesięciolecia badań naukowych niezwykle złożonego systemu klimatycznego, by sprecyzować próg stężenia dwutlenku węgla, po przekroczeniu którego nastąpiłby nie mający rozwiązania kryzys.

Według tego barometru CO², huragan Sandy był błogosławieństwem w przebraniu, bo odciął prąd w północno-wschodnich Stanach Zjednoczonych, tak samo jak Wielka Recesja, która opróżniła kieszenie niezliczonych ludzi pracy na całym świecie. Podobnie kapitalistyczne Niemcy powinny być wszędzie wychwalane za ponad 20-procentowe obniżenie emisji CO² w ostatnich dwóch dekadach. Obecnie średnio jedna czwarta całej energii kraju pochodzi z tzw. źródeł odnawialnych, zaś w bardzo słoneczne dni prawie połowa. Daleko im jednak do redukcji „śladu węglowego” na głowę do poziomu takiego jak we Francji, gdzie dominuje energia nuklearna. Te dwa filary (Francja i Niemcy) imperialistycznej Unii Europejskiej w ostatnich latach intensywnie wyciskają pot z klasy robotniczej Europy i wszystkie soki z krajów zależnych takich jak Grecja.

Niektórzy aktywiści ekosocjalistyczni mogliby zblednąć na widok bardziej godnych pogardy konsekwencji osądzania wszystkiego za pomocą zawartości CO² . Lecz poparcie dla obniżenia poziomu życia to część takiego schematu. Dobrym przykładem jest podatek węglowy. Według oceny ISO, proponowana przez senatorów Barbarę Boxer i Bernie Sandersa ustawa, narzucająca opłatę za emisję CO² na przedsiębiorstwa zużywające paliwa kopalne u źródła (kopalnia, odwiert czy port przybycia), mająca na celu finansowanie odnawialnych źródeł energii i podobnej technologii – „wskazuje słuszny kierunek”. Projekt przewiduje zwrot części dochodów konsumentom, by skompensować wyższe ceny, które będą rezultatem przerzucania kosztów podatku przez firmy na innych. Nawet gdyby tak było, opłata ta nie pokryje jednak różnicy, przynosząc wzrost kosztów utrzymania ludziom pracy i biednym. Tymczasem korporacje produkujące energię, niezależnie od jej źródła, będą nadal inkasować pieniądze. Spośród zainteresowanych projektem udzielił mu ostatnio poparcia nie kto inny, jak ExxonMobil, oceniając pomysł jako „dobrze zaprojektowany, neutralny dochodowo podatek od dwutlenku węgla”.

Jesteśmy dalecy od obojętności wobec zmiany klimatycznej, niezależnie od jej rozkładu w czasie i konsekwencji. Jednak przedmiotem naszej głównej troski jest cywilizacja ludzka, i jesteśmy nieprzejednanymi przeciwnikami jej największego wroga: amerykańskiej panującej klasy kapitalistycznej. Nic dobrego nie da doradzanie tym grabieżcom świata jak mają w najlepszy sposób wytwarzać energię. Zamiast tego, proletariat musi wywłaszczyć kapitalistyczny przemysł i przestawić go na służbę społeczeństwu jako całości.

Jak napisaliśmy w pierwszej części artykułu „Capitalism and Global Warming” (Kapitalizm a globalne ocieplenie, WV nr 965, 24 września 2010):

„Kiedy na świecie będą panować robotnicy, energia będzie wytwarzana i zużywana w możliwie najbardziej racjonalny, wydajny i bezpieczny sposób, w tym poprzez rozwijanie nowych źródeł energii. Nie wykluczamy z góry użytkowania paliw kopalnych ani stosowania energii z jakiegokolwiek innego źródła: nuklearnej, hydroelektrycznej, słonecznej, wiatrowej itd. Tylko promowanie modernizacji i wszechstronnego rozwoju w Trzecim Świecie, gdzie obecnie miliardy ludzi tkwią w okrutnej nędzy, prawie na pewno pociągnie za sobą o wiele większą produkcję energii na skalę globalną.”

Nawet jeśli paliwa kopalne nie zostaną jeszcze całkowicie zarzucone, świat wyzwolony z pogoni za zyskiem będzie miał wiele możliwości by wywierać pozytywny wpływ na klimat. Np. podjęty będzie wspólny wysiłek modernizacji elektrowni i innych gałęzi przemysłu w celu zminimalizowania emisji gazów cieplarnianych i załagodzenia efektu globalnego ocieplenia.

Paliwa kopalne a polityka wywierania presji

Polityka ISO-wskiego ekosocjalistycznego środowiska sprowadza się do ordynarnego ekologizmu. Hasło „zmienić system, nie klimat” zostało przejęte z języka skrzydła bojowego aktywistów ruchu ekologicznego. Po raz pierwszy spopularyzowane podczas protestu w grudniu 2009 r. przed miejscem obrad klimatycznych ONZ w Kopenhadze, jest ono celowo niejednoznaczne, by przyciągnąć jak najwięcej aktywistów. W środowisku zielonych postulowana „zmiana systemu” oznacza całą gamę terapii ekologicznych, od ograniczania wzrostu gospodarczego i zniechęcania do „kultury konsumpcji” po „pozostawianie paliw kopalnych w ziemi” i rezygnację z samochodów.

SCNCC preferuje skupienie swej działalności na „walce o świat wolny od paliw kopalnych”, tj. wywieraniu presji na kapitalistyczną Partię Demokratyczną w kierunku odejścia od paliw kopalnych w amerykańskiej gospodarce. Prezydent Barack Obama z wielką pompą zaprezentował w czerwcu swój „plan działań klimatycznych”, mający na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, który zawierał nakazanie Agencji Ochrony Środowiska (EPA) wypracowanie nowych standardów zmierzających do zmniejszenia emisji CO² do atmosfery przez elektrownie węglowe. W odpowiedzi Republikanie w Kongresie i magnaci przemysłowi potępili tę rzekomą „wojnę z węglem” i przestrzegli przed wyższymi kosztami energii elektrycznej dla ludności. Związki zawodowe, jak United Mine Workers były niezadowolone z tego, że plan nawet nie pretendował do zajęcia się stratami jakie przyniósłby górnikom z kopalni węgla, robotnikom zakładów komunalnych i ich rodzinom.

Choć wielu ekologów głównego nurtu triumfowało, SCNCC nie „fetowało przemówienia prezydenta Obamy”. W oświadczeniu z 4 lipca zatytułowanym „Potrzebujemy realnego planu dla planety” SCNCC użalała się, że proponowane środki „nie idą dostatecznie daleko” i doradziła Białemu Domowi: „zamiast »całej istniejącej« polityki energetycznej powinniśmy skierować znaczne fundusze na ściśle określony cel finansowania źródeł energii odnawialnej, jak energia pozyskiwana z wiatru i słońca.”

Twierdzenie, że jedno źródło energii jest bardziej sensowne niż inne w kapitalizmie, systemie kierującym się dążeniem do zysków, z jego anarchicznymi stosunkami produkcji to igranie z ogniem. Zachwalany jako sposób na zredukowanie emisji CO² amerykański szwindel z biopaliwami otrzymywanymi z kukurydzy spowodował zbyt słabe zbiory ziarna spożywczego pięć lat temu, co dało impuls do rozpętania się globalnego kryzysu żywnościowego. Energia słoneczna też jest ryzykowna: zarówno wydobycie jak i przetwarzanie metali ziem rzadkich używanych do paneli słonecznych, jak i sam proces ich produkcji wytwarzają ogromne ilości toksycznego szlamu i zanieczyszczeń zatruwających zapasy wody, zaś substancje chemiczne stosowane do produkcji paneli stanowią dodatkowe niebezpieczeństwo dla robotników.

Obecnie na tapecie u ekosocjalistów jest północna odnoga ropociągu Keystone XL o długości ok. 2735 km, która przetransportuje ropę naftową z Alberty w Kanadzie do wybrzeża Zatoki Meksykańskiej w USA. Prezydent Obama musi jeszcze udzielić zezwolenia na odcinek przekraczający granicę. Zwolennicy Keystone uważają ten projekt za kluczowy dla osiągnięcia przez amerykański imperializm „niezależności energetycznej” od ropy naftowej z Bliskiego Wschodu; ekolodzy przedstawiają go jako koniec świata.

Lutowa demonstracja przeciwników ropociągu Keystone w Waszyngtonie, zorganizowana przez Sierra Club i 350.org przyciągnęła dziesiątki tysięcy ludzi. Tydzień wcześniej ISO-wski Socialist Worker (12 lutego) miał nadzieję, że to „historyczne wydarzenie” „będzie sygnałem dla administracji Obamy, że nadszedł czas rzeczywistego działania w sprawach środowiska”. W Białym Domu cieszą się z takich przesłań, czego dowodem są słowa Obamy, który jasno stwierdził w swej czerwcowej mowie o zmianie klimatycznej: „w obecnej walce potrzebujemy obywateli, którzy powstaną i przemówią, i zmuszą nas do zrobienia tego, czego żąda ta chwila”. No i masz ci los: prezydent zaaprobował najnowszą „inicjatywę oddolną”.

Jeśli chodzi o ropociąg Keystone XL, marksiści nie mają powodu ani go popierać, ani się mu przeciwstawiać. Ogólnie rzecz biorąc, rurociągi do przesyłania ropy naftowej pełnią społecznie użyteczną funkcję transportu paliwa. Lecz pójście na skróty, by zwiększyć zysk, jak nazywa się grę dla baronów energetycznych, to śmiercionośny biznes. Niektórzy potomkowie pierwotnych ludów Ameryki sprzeciwiają się ropociągowi z uzasadnionej obawy, że rozlanie się ropy mogłoby zatruć źródła wody, w którą zaopatrują się ich rezerwaty. W zgodnej opinii istniejący ropociąg Keystone cechuje się tandetną konstrukcją, słabymi spawami i gorszej jakości materiałami. Potrzebne są bojowo nastawione związki zawodowe, które mogą wymusić kontrolę standardów bezpieczeństwa w procesie produkcji (zob. „Lac-Mégantic Industrial Murder”, WV 1033).

Nasze stanowisko w sprawie ropociągu Keystone XL odzwierciedla normę w sprawach związanych z burżuazyjną polityką energetyczną. Lecz to nie norma uniwersalna. W przypadku ropociągu Northern Gateway, który ma przebiegać z Alberty do wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej, nasi kanadyjscy towarzysze słusznie sprzeciwiają się temu projektowi, choć nie z powodu emisji gazów cieplarnianych czy innych względów środowiskowych. Przeciwnie, powodem jest to, że projektowana budowa bezczelnie lekceważy prawa do ziemi rdzennej ludności, dominującej w odległych regionach, które ma przeciąć ropociąg.

Zielona polityka z Wall Street

Ku uciesze ferajny ekosocjalistów, zeszłoroczny efekciarski objazd z odczytami pt. „Do the Math” (Prosty rachunek) założyciela 350.org Billa McKibbena spopularyzował wezwania o pozbywanie się udziałów u producentów węgla, ropy naftowej i gazu. Akcja wycofywania udziałów od tego czasu rozszerzyła się na ponad 300 szkół wyższych w całym kraju i spotkała się z odzewem u szeregu burmistrzów miast. Jak dotąd, sześć uczelni i 18 miast amerykańskich, w tym Seattle i San Francisco, przyrzekło zlikwidować aktywa w takich spółkach.

W artykule pt. „Divest to save Planet” (Wycofywać udziały, by ocalić planetę, Socialist Worker, 13 marca) ISO zachwyca się: „walka o wycofywanie udziałów jest częścią zmiany wśród aktywistów, ich odejścia od wezwań o inny styl życia i stanowi oznakę skupienia się na ogólnoustrojowej naturze zmiany klimatycznej”. W rzeczywistości ta „walka” polega na tej samej strategii moralnej presji, tyle że obecnie skierowanej na władze uczelni i władze miejskie. W imię „budowania ruchu” ISO i s-ka związali się na dobre i złe z finansowaną przez korporacje akcją wybielania, a raczej wyzieleniania kapitalistycznego wyzysku.

Kampania wycofywania udziałów została zaaranżowana w konsultacji z „postępową” grupą inwestycyjną z Wall Street – Ceres. Ten chorąży zielonego kapitalizmu zgromadził ostatnio poparcie od blisko 700 spółek, w tym General Motors i Microsoftu, dla deklaracji mówiącej, że „zmiana klimatyczna jest jedną z największych okazji ekonomicznych dla Ameryki XXI w.” Wśród zawartych w niej sugestii, by finansować menedżerów jest zalecenie przesunięcia pieniędzy ku naturalnym zasobom i infrastrukturze na „rynkach wschodzących”, tzn. promowanie penetracji przez imperialistyczny kapitał i jego panowania nad światem półkolonialnym. Nic dziwnego, że McKibben dostał honorowe miejsce na Konferencji Ceresu w 2013 r., która zgromadziła przedstawicieli takich firm, jak JPMorgan Chase, Bank of America, Citi, Con Edison, Bloomberg, Sprint i Ford.

Gdy ostatnio na McKibbena spadła fala krytyki w środowisku zielonych, Williams z ISO ruszył bronić go w trzyczęściowym komentarzu pt. „Questions for the Movement” (Pytania przed ruchem, socialistworker.org, 24-26 września). Chociaż przede wszystkim zajmował się usprawiedliwianiem aktywnego uczestnictwa pseudosocjalistów we wciskaniu kapitalistycznych strategii inwestycyjnych (odpowiedź na te pytania może mieć coś wspólnego z „wewnętrzną dynamiką stosunków w ruchach społecznych”), Williams dopuszcza, by „McKibben nadal wahał się w kwestii, czy Barack Obama i Partia Demokratyczna mogą być elementem rozwiązania problemu klimatycznego”. Następnie przechodzi on do użalania się nad sześcioma latami „obietnic bez pokrycia” płynących z Białego Domu, którego obecny lokator ponaglał w czerwcowej mowie: „Inwestujcie. Wycofujcie udziały. Przypominajcie ludziom, że nie ma sprzeczności między zdrowym środowiskiem a silnym wzrostem gospodarczym”.

Niedawno temu jeszcze sam Williams był pełen nadziei związanych z Obamą. W rozdziale pt. „Real Solutions Right Now” (Rzeczywiste rozwiązania już teraz) swojej książki „Ecology and Socialism” (Ekologia i socjalizm, Haymarket, 2010), Williams naszkicował „plan działania rządu w dziedzinie środowiska” i stwierdził: „program taki jak ten może zostać sformułowany jako »Zielony Nowy Ład dla XXI w. dobry dla planety, dobry dla ludzi, dobry dla zysków«. Propozycje te mogłyby teoretycznie zostać zrealizowane przez rząd drogą zmian prawnych, w kapitalistycznych stosunkach społecznych, zwłaszcza przez dynamiczną i wybiegającą myślą w przyszłość administrację Obamy” (podkreślenie w oryginale). Odruchowo Williams dodaje: „reformy, które teoretycznie są możliwe do przeprowadzenia w kapitalizmie nie zostaną wykonane dlatego, że »mają sens«, lecz dlatego, że politycy są zmuszeni wprowadzić je w życie”.

Tacy są, krótko mówiąc, ISO-wcy (i inni reformiści): poszukujący możliwości nacisku na rząd kapitalistyczny za pośrednictwem Partii Demokratycznej. Albo, jak w przypadku działań ISO-wskiego SCNCC, biorąc w objęcia polityków Partii Zielonych z takim samym skutkiem. Fakt, że ich sojusznicy z Partii Zielonych wyrzekają się nawet najskromniejszych aspiracji do socjalizmu nigdy nie liczył się specjalnie dla ISO, która nawet wystawiała kandydatów na listach wyborczych tej partii burżuazyjnej.

Zielone” stanowiska pracy a ruch robotniczy

Zielony radykalizm wyrósł z kontrkulturowego skrzydła Nowej Lewicy, które było zdecydowanie wrogo nastawione do marksizmu i zorganizowanego ruchu robotniczego. Ci działacze ekologiczni propagowali demontaż nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego, zaś dla klasy robotniczej nie mieli nic oprócz pogardy. Jedną z ważniejszych grup była Earth First! („Przede Wszystkim Ziemia!”), która z okazji powstania w 1980 r. zadeklarowała: „żadnych kompromisów w obronie Matki Ziemi!” Jej wysiłki obejmowały wbijanie gwoździ w drzewa w celu niszczenia pił łańcuchowych, co stanowiło zagrożenie dla zdrowia i życia drwali. Podczas blokad drogowych przed fabrykami celulozy ekoradykałowie stawali naprzeciw kierowców ciężarówek i krzyczeli „nie ma miejsc pracy na umarłej planecie!”

Ta postawa (a nawet samo hasło), otrzymuje dziś interpretację „przyjaznej robotnikom” w wykonaniu niektórych apostołów zielonej religii poszukujących przechrztów wśród biurokracji związkowej. W liście z 8 września, adresowanym do szefa AFL-CIO Richarda Trumki w przeddzień zjazdu tej federacji związkowej, 350.org i ponad 60 podobnie myślących grup zadeklarowało: „musimy przestawić się z myślenia »miejsca pracy przeciw środowisku« na »miejsca pracy dla środowiska«”. „Zielony Nowy Ład” propagowany przez ISO-wca Williamsa i innych ekosocjalistów z SCNCC jest z tej samej parafii. Celem tych zabiegów jest zamaskowanie faktu, że zieloni skasowaliby miejsca pracy w całych gałęziach przemysłu, nawet pomimo tego, że chcą większego zatrudnienia w preferowanych dziedzinach.

Wydobywanie i przetwarzanie paliw kopalnych to niebezpieczna praca. Lecz „zielone miejsce pracy” nie jest ze swej natury bardziej pożądane. Odzwierciedlając obawy w kręgach amerykańskiej klasy panującej, że Chiny prześcigną ją w dziedzinie innowacji i w najnowszych gałęziach przemysłu, administracja Obamy przeznacza dziesiątki miliardów dolarów jako bodziec finansowy dla rozwoju energii odnawialnej i na projekty zwiększające wydajność energetyczną. W rezultacie zatrudnienie w branży energii słonecznej i w reszcie „zielonej gospodarki” wciąż wzrasta. Dominują w tej dziedzinie niskie płace i dodatkowe świadczenia oraz złe warunki pracy. Zarobki w wielu zakładach produkujących panele słoneczne i turbiny wiatrowe są niższe od średniej płacy w przemyśle, a bardzo niewielu robotników jest zorganizowanych w związkach zawodowych.

W 2008 r. grupa licząca 62 czarnych robotników zatrudnionych w prestiżowej fabryce „zielonej gospodarki” wniosła pozew w sprawie dyskryminacji rasowej przeciw swemu pracodawcy, podwykonawcy General Electric. W ramach obowiązków służbowych jeździli oni po kraju, wymieniając filtry powietrza wychwytujące toksyczne cząsteczki w elektrowniach i innych zakładach przemysłowych. Zmuszano ich do pracy w nadgodzinach, nie zabezpieczano wystarczającej ochrony przed niebezpiecznymi substancjami, z którymi się stykali, a także obrażano ich rasistowskimi wyzwiskami. Gdy grupa próbowała robić przerwy w pracy, kiedy temperatura lub stężenie sadzy wzrastały do granic wytrzymałości, wyśmiewano ich jako leniwych „czar----ów” i grożono zwolnieniem z pracy.

Zawieranie porozumień takich jak „Zielony Nowy Ład” z amerykańskimi panami burżuazyjnymi nic nie pomoże w naprawieniu krzywd wyrządzanych ludziom pracy. Wręcz przeciwnie, trzeba będzie uporczywej walki klasowej z pazernymi wyzyskiwaczami, w tym energicznych kampanii związkowych w celu zorganizowania masy niezrzeszonych robotników w „zielonej gospodarce” i innych gałęziach przemysłu.

O międzynarodową rewolucję proletariacką!

Jeśli „kapitalizm zabija planetę”, jak głosi SCNCC, to ISO i jej wspólnicy dokładają swoją cząstkę do zadania tego ciosu. Doceniamy piękno natury – jednak nie czynimy natury bóstwem. Marksiści traktują kwestię zmiany klimatycznej z punktu widzenia jej potencjalnego wpływu na społeczność ludzką, a nie zachowywania jakiegoś urojonego porządku naturalnego. Faktycznie klimat zmienia się nieustannie, czy to z ludzkością czy bez niej, czasem bardziej gwałtownie, czasem mniej.

Od zarania ludzkości nasi przodkowie pozostawiali swe znamię na świecie, a on też wywierał wpływ na ludzkość. W książce „Plows, Plagues, and Petroleum” (Pługi, zarazy i ropa naftowa, Princeton, 2005), naukowiec zajmujący się klimatem William Ruddiman napisał:

„Rzecznicy środowiska często oprawiają swe stanowisko szlachetnymi, kaznodziejskimi odwołaniami do wyobrażenia Jana Jakuba Rousseau o »dobrym dzikusie«, koncepcji prymitywnych lecz mądrych ludzi, którzy kiedyś oszczędnie sobie żyli na roli i w stanie zupełnej harmonii ze środowiskiem. Przeciwstawiają oni ten rzekomo kiedyś nieskazitelny świat złu jakim jest intensywny rozwój przemysłowy w dwóch ostatnich stuleciach. Przedstawiają oni rozwój przemysłu jako pierwszy i jedyny rzeczywisty atak ludzi na naturę. (…) Wyobrażenie nieskazitelnego świata naturalnego jest mitem: społeczeństwa przedprzemysłowe od dawna miały przemożny wpływ na środowisko.”

Zasadniczo, wszystko zaczęło się wraz z rolnictwem.

Chociaż John Bellamy Foster nie odwołuje się otwarcie do „dobrego dzikusa”, w jego wersji społeczeństwa socjalistycznego „konieczne będzie, byśmy wiedli oszczędne życie na Ziemi”, jak się wyraził parę lat temu. Lecz właśnie tym, co odróżnia ludzi od innych zwierząt jest zdolność wykonywania pracy i przekształcania świata wokół nas tak, by służył naszym celom. We wstępie do „Dialektyki przyrody” napisanej w 1883 r. Fryderyk Engels przekonująco przestrzega: „tylko człowiek zdołał wycisnąć na przyrodzie swoje piętno, nie tylko przenosząc rośliny i zwierzęta, ale także zmieniając wygląd i klimat miejsc, które zamieszkuje, a nawet zmieniając same rośliny i zwierzęta do tego stopnia, że następstwa jego działania mogą zniknąć jedynie z obumarciem całego globu ziemskiego”.

Natura z pewnością nie odwdzięczyłaby się, gdyby ludzkość nagle zaczęła „żyć oszczędnie”. Choroby i zarazy, susze i żywiołowe pożary, powodzie i tsunami, huragany i tornada, trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów, deszcze meteorytów i wybuchy promieniowania gamma: wszystkie te cechy (i nie tylko one) życia na Ziemi pozostaną. Społeczność ludzka, która skurczy skalę rozwoju technologii w imię ochrony środowiska zostanie wystawiona na łaskę natury.

Droga naprzód to jakościowy rozwój światowych sił produkcyjnych w międzynarodowej federacji państw robotniczych. Tylko wtedy wyeliminowane zostaną niedobory, co jest wstępnym warunkiem zaniku klas i obumarcia państwa. Gdy masy ludzkie nie będą już dłużej musiały toczyć codziennej walki o przetrwanie i wraz z dostępnością nowoczesnej techniki, nauki, kultury i edukacji dla wszystkich, nastąpić powinna eksplozja ludzkiej kreatywności. Zarządzanie środowiskiem naturalnym Ziemi przez człowieka będzie iść do przodu milowymi krokami.

Gdy produkcja będzie planowana i nakierowana na zaspokajanie potrzeb ludzkich a nie na zyski, sprawom środowiska będzie można poświęcić należytą uwagę. Olbrzymi postęp wiedzy, technologii i zasobów zapewni ludzkości możliwość przewidywania i przygotowania się na każdą niemiłą niespodziankę ze strony natury. Wzrastająca obfitość dóbr usunie również materialne czynniki, jak i zacofane wartości społeczne, np. typu promowanego przez religie, które zasilają przyrost populacji ludzkiej. Biedni chłopi i robotnicy rolni nie będą już zmuszeni mieć więcej dzieci, by wystarczyło rąk do pracy na roli. Podział między miastem a wsią, jak też ekonomiczna zależność od rodziny zostaną przezwyciężone.

Aby urzeczywistnić społeczeństwo komunistyczne, trzeba najpierw obalić panowanie kapitału, w tym kraju i poza nim. Engels dokładnie wyłożył to w „Anty-Duhringu” (1878): „dokonanie tego dzieła wyzwolenia świata jest misją dziejową nowoczesnego proletariatu. Zbadanie historycznych warunków tego dzieła, a więc i samej jego natury, uświadomienie w ten sposób klasie powołanej do tego dzieła, a dziś uciśnionej – warunków i charakteru jej własnej akcji jest zadaniem naukowego socjalizmu, jako teoretycznego wyrazu ruchu proletariackiego”.